background image
Z życia projektanta

Od zmywaka do Pritzkera - 6 historii, dzięki którym inaczej spojrzysz na architekturę.

Każdy jakoś zaczynał…a życiorysy wielkich architektów są tego najlepszym dowodem. W dzisiejszym artykule nie tylko obalamy mit “wybitnego dziecka”, ale też niesiemy ukojenie wszystkim tym, którzy są dopiero na początku drogi zawodowej i w panice zastanawiają się, co tak właściwie ze sobą zrobić.

“Genialny czterolatek zaprojektował swój pierwszy wieżowiec!”
“Nasz Filipek od urodzenia wiedział, że będzie znanym na całym świecie designerem”
“10 pokoleń wybitnych architektów - poznajcie rodzinę X”

Clickbajtowe nagłówki tego typu nabijają nie tylko wyświetlenia, ale także niezdrowe wyobrażenia o zawodzie architekta. Owszem, jest to środowisko wymagające spełnienia wielu wyśrubowanych standardów, w którym znani przodkowie, ponadprzeciętna ambicja i odpowiednie zaplecze finansowe na pewno nie zaszkodzą, ale perypetie najwybitniejszych projektantów dowodzą, że startować można z każdego pułapu.

Od blaszaka do Luis Vuitton

Byłem kierowcą ciężarówki w Los Angeles, uczęszczałem do City College i próbowałem swoich sił jako spiker radiowy, w czym, szczerze mówiąc, nie byłem najlepszy. Później próbowałem inżynierii chemicznej, w której również nie byłem dobry i która, co gorsze, kompletnie mi się nie podobała.

Dziś trudno w to uwierzyć, ale dokładnie tak swoją karierę rozpoczynał wybitny przedstawiciel dekonstruktywizmu - Frank Gehry. Autor najbardziej rozpoznawalnych budynków na świecie (Vitra Museum, Fundacja Louis Vuitton, Tańczący Dom w Pradze) przyznaje, że:

Trochę trwało, nim zadałem sobie pytania: Co lubię? Gdzie chcę być? Co mnie ekscytuje? Dopiero kiedy to zrobiłem uświadomiłem sobie, że odpowiedzią jest sztuka. Przypomniałem sobie matkę, dzięki której uwielbiałem chodzić do muzeów, patrzeć na obrazy i słuchać muzyki. Przypomniałem sobie babcię i idąc za głosem intuicji zapisałem się na kilka zajęć z architektury.

Leah Caplan zachęcała małego Franka do budowania wyimaginowanych miast z drewna, blachy i metalowych siatek pochodzących ze sklepu z narzędziami jej męża, co wyraźnie wpłynęło na styl jego przyszłych projektów.

Nieznośna lekkość bytu, czyli jak rzucić Harward

W bajkach w tym momencie pojawiłaby się plansza “I projektował długo i szczęśliwie”, ale przed Frankiem Gehrym stało jeszcze kilka wyzwań. Po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Południowej Kalifornii Gehry imał się różnych prac, między innymi w wojsku. Rozpoczął też kolejne studia, tym razem urbanistyczne, na Harvard Graduate School of Design, ale po kilku semestrach ze względów ideologicznych (jego profesor prowadzący projektował pałace dla kubańskiego dyktatora) przerwał naukę. Rzucić Harward - wyobrażacie to sobie?

Dopiero po powrocie do Los Angeles, w wieku 28 lat, Gehry otrzymał pierwsze poważne zlecenie. Po znajomości, czyli śmiało możemy powiedzieć, że od lat 60 nic się w tej materii nie zmieniło;)

Człowiek, który wiedział za dużo

Skoro już jesteśmy przy rzucaniu nauki na Harwardzie, to spore osiągnięcia miał w tej dziedzinie Buckminister Fuller – amerykański konstruktor, architekt, kartograf i filozof, najbardziej znany z projektu kopuły geodezyjnej Cloud Nine. Autor nowatorskich konstrukcji dwukrotnie został wydalony z Harwardu: najpierw za przepuszczenie wszystkich swoich pieniędzy na zabawy z trupą wodewilową, a chwilę później za “nieodpowiedzialność i brak zainteresowania”. Fuller sam przyznawał, że był “niekonformistycznym odmieńcem w środowisku bractwa studenckiego” i kompletnie nie pasował do standardów Cambridge.

Jak się okazuje - nie tylko tamtejszych. Już w przedszkolu miał kosę z nauczycielem geometrii. Nie zgadzał się z pojęciem, że linia może być nieskończona, a kredowa kropka na tablicy reprezentuje “pusty” punkt. Kiedy nie kłócił się z nauczycielami, tworzył narzędzia i mechanizmy ze znalezionych w lesie odpadów; zebrana w ten sposób wiedza o materiałach przydała mu się później przy zdobyciu certyfikatu ślusarza.

Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu

W kolejnych latach Buckminister pracował jako mechanik w młynie i szeregowy pracownik na taśmie w przemyśle mięsnym. Podczas I wojny światowej służył w Marynarce Wojennej USA, gdzie pełnił obowiązki operatora radiowego na pokładzie, redaktora publikacji oraz dowódcy łodzi ratunkowej USS Inca. Po odbyciu służby wrócił do pracy w przemyśle mięsnym, tym razem awansując na stanowisko kierownicze, ale doskonale wiedział, że kompletnie się do tej roboty nie nadaje.

Na początku lat 20. XX wieku wraz z teściem założył firmę i opracował swój pierwszy poważny projekt: koncept lekkich, odpornych na warunki atmosferyczne i ognioodpornych domów, które miały rozwiązać problem braku mieszkań dla mniej zamożnych obywateli. Niestety po kilku latach biznes upadł, a Fuller został z ogromnymi długami, rodziną na wyżywieniu i pogłębiającą się depresją.

Przy życiu utrzymywały go ponoć tylko myśl o kolejnych wynalazkach, oraz idea eksperymentu pozwalającego odkryć, czy jedna osoba może stać się początkiem zmiany i przynieść korzyść całej ludzkości.

Genialne idee rodzą się w kawiarni

Przełomem w jego życiu okazała się dorywcza praca w popularnej kawiarni w Greenwich Village, którą udekorował w zamian za darmowe posiłki. Właściciele pozwolili mu też prowadzić cotygodniowe, nieformalne wykłady o projektach i architektonicznych ideach, które zaczęły przyciągać coraz liczniejsze grupy słuchaczy. Podczas jednego z nich, do kawiarni wpadł Constantin Brâncuși, który zaintrygowany pomysłami Fullera postanowił zapoznać go z kilkoma wpływowymi osobami ze środowiska artystycznego (m.in. z Isamu Noguchi’m)... I tak to się zaczęło.

Na gastronomicznym zapleczu początek mają także kariery innych, wielkich projektantów. Doskonałym przykładem jest autor najwyższego na świecie wiaduktu i drugiego w kolejności największego budynku na świecie. Najbogatszy współczesny architekt, który oprócz międzynarodowej renomy i majątku szacowanego na 240 milionów dolarów, może pochwalić się także tytułem lorda, zdobytym za wybitne zasługi dla sztuki i kultury. O kim mowa?

Nocna zmiana w piekarni

Oczywiście o Normanie Fosterze, który aby zarobić na naukę w wymarzonej uczelni pracował m.in. jako nocny zmiennik w piekarni, sprzedawca lodów i ochroniarz.

Pochodzący z ubogiej rodziny, nieśmiały Foster nie najlepiej wspomina dzieciństwo oraz wiek nastoletni - i nic w tym dziwnego. Wiecznie zapracowani rodzice i rówieśnicy, których ulubioną rozrywką było gnębienie dzisiejszej gwiazdy architektury sprawiły, że chłopak kompletnie zamknął się w sobie. Całymi dniami siedział samotnie w domu, pochłaniając tony książek z najróżniejszych dziedzin (zdobyta w ten sposób wszechstronna wiedza znajdzie później odbicie w jego projektach). Mając 16 lat Norman rzucił szkołę, aby wesprzeć finansowo rodziców i zdał egzamin na młodszego urzędnika w ratuszu w Manchesterze.

Kolejnym punktem w CV było odbycie służby wojskowej w Królewskich Siłach Powietrznych (podczas której rozwinęła się jego fascynacja lotnictwem i aerodynamiką), a po powrocie do Manchesteru został asystentem kierownika kontraktów w lokalnej pracowni architektonicznej. Szkice, które wykonywał po godzinach tak zachwyciły jego przełożonego, że szybko awansował Fostera na rysownika, co więcej, namówił go na studia i pomógł w przygotowaniach do egzaminów. To był strzał w dziesiątkę - na uczelni nieśmiały chłopak wreszcie poczuł wiatr w żaglach, a stypendium i liczne nagrody utwierdziły go w słuszności życiowego wyboru.

O księciu, który jeździł na szmacie

Powiedzieć, że kolejny bohater (mimo pracy przy garach) miał inny start, to nic nie powiedzieć. Rodzicami indonezyjskiego projektanta wnętrz Jaya Ibrahima byli sumatrzański dyplomata i jawajska księżniczka; dzieciństwo spędził zatem niczym pączek w maśle, zwiedzając niemal cały świat w wieku, w którym większość z nas dopiero zaczynała wychodzić z pieluch. Jego życie śmiało można byłoby nazwać bajką, gdyby nie jeden, istotny szczegół: Jaya od dzieciństwa pragnął zostać architektem, natomiast jego rodzice, którzy wymarzyli dla syna karierę przedsiębiorcy, robili wszystko, by go do tego zniechęcić. Ibrahim zgodnie z ich życzeniem, grzecznie ukończył socjologię i ekonomię na uniwersytecie w Yorku, przez rok pracował jako księgowy, a później, w iście filmowym stylu, rzucił wszystko i zatrudnił się na zmywaku w londyńskim hotelu Blakes.

Traf chciał, że miejsce to należało do Anoski Hempel - znanej aktorki, projektantki wnętrz oraz inwestorki. Po tym, gdy ze zmywaka przeszedł do obsługi sali, Anoska zauważyła jego kreatywność i dbałość o detale podczas nakrywania stołów i zaproponowała mu rolę asystenta. Pod mecenatem Hempel Jaya zrealizował szereg udanych projektów, które pozwoliły mu w przyszłości rozpocząć pracę pod własnym szyldem.

“Dziecko, a z czego ty będziesz żyć?!”

Założymy się, że to pytanie niejednokrotnie usłyszał Jean Nouvel. Laureat nagrody Pritzkera i autor Torre Agbar (czyli symbolu współczesnej Barcelony), również nie miał lekko z rodzicami. Podczas gdy małżeństwo nauczycieli naciskało na naukę języków i przedmiotów ścisłych, syn, zafascynowany sztuką, skupiał się głównie na rysowaniu.

Przerażeni wizją artysty w domu rodzice Jeana poszli na kompromis i zgodzili się na studia architektoniczne, które z dwojga złego uważali za mniej ryzykowne, niż grafika czy malarstwo.

O tym, że rodzina jest siłą, przekonał się Gio Ponti. Jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby nie małżeństwo z Giulią Vimercati? Biorąc pod uwagę jego talent i pracowitość pewnie podobnie, tyle że dużo wolniej. Ożenek wprowadził go bowiem do wpływowej, mediolańskiej rodziny powiązanej z przedsiębiorczymi Borlettimi. Właściciele fabryk i domów towarowych objęli mecenatem młodego artystę i sfinansowali szereg mediolańskich realizacji, powierzając mu zaprojektowanie obiektów od A do Z.

Dosłownie…Gio zaczął bowiem od koncepcji miejskiej posiadłości Borlettich, a skończył na ich rodzinnym grobowcu, na Cmentarzu Monumentalnym w Mediolanie.

Buntowniczka w beżowym jedwabiu

Jedną z najbardziej zaskakujących postaci w dzisiejszym zestawieniu jest Kelly Hoppen. Królowa eleganckich wnętrz, właścicielka projektowego imperium oraz matka chrzestna koloru taupe, była (delikatnie mówiąc) niezłą zadymiarą, a jej drogę do sukcesu trudno nazwać typową.

Po śmierci ojca, Kelly wraz z matką przeprowadziła się do RPA, gdzie jako nastolatka zaczęła grać w zespole rockowym. Została wtedy aresztowana za współpracę z czarnoskórymi muzykami i łamanie zasad apartheidu. Chwilę później, na fali buntu stwierdziła, że nauka nie jest dla niej; w wieku 16 lat rzuciła szkołę i jako że miała dobre oko do detali, przyjęła propozycję zaprojektowania kuchni dla rodziny przyjaciela.

Kuchnię zobaczył przyjaciel domu, znany kierowca wyścigowy Damien Hunt, który zlecił młodocianej artystce zaprojektowanie wnętrz w swojej willi. Za jego przykładem poszli inni kierowcy, znajomi aktorzy (m.in. Martin Shaw) i nim ktokolwiek zdążył się obrócić, Kelly wybierała tkaniny i materiały w rezydencji Beckhamów, urządzała wnętrza luksusowych jachtów i projektowała kolekcje dla Disney’a.

Architekt też człowiek

Świat architektury lubi rozmach i sukces, rzadko jednak wspomina się w nim o drugiej, bardziej ludzkiej stronie zawodu. A szkoda - świadomość, że za każdą z wielkich historii stoi człowiek, tak samo jak my targany dylematami i szukający swojego miejsca na ziemi, pozwala lepiej zrozumieć zarówno intencje, jak i same projekty. Dlatego też postanowiliśmy wziąć na spytki zaprzyjaźnionych projektantów i sprawdzić, jak wyglądały ich początki w tym zawodzie.

W kolejnych wpisach spodziewajcie się solidnej dawki inspiracji, a tymczasem mała zagadka na rozgrzewkę: W 1878 r dyrektor Szkoły Architektury w Barcelonie, wręczając dyplom jednemu ze studentów miał oznajmić:

Tytuł ten nadaliśmy albo głupcowi, albo geniuszowi. Czas pokaże.

Domyślacie się, o kogo chodzi?

Spis treści